Wro
Czwartek, 13 czerwca 2013 | dodano:14.06.2013
Delikatne kręcenie po wro.
Dane wycieczki:
Km: | 25.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 12.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
BM Głuszyca
Sobota, 8 czerwca 2013 | dodano:10.06.2013
Jako że pogoda nas nie rozpieszcza ostatnimi czasy, jakikolwiek wyjazd w teren stał pod znakiem zapytania, dlatego zdecydowałem się wziąć udział w maratonie. Szczęśliwie trafem wyścig odbywał się w miejscowości, którą chciałem w najbliższym czasie odwiedzić w celu popedałowania. Głuszyca to wieś położona 80km od Wrocławia w pobliżu gór Suchych i Sowich. Wybrałem dystans Mega, profil trasy prezentuje się tak:
Start jest o 11. O 8:30 wystartowaliśmy z Wrocławia w składzie ja, Agatka i Mateusz. Chwilę przed 10 byliśmy na miejscu. Odebraliśmy numery z chipami i kit startowy w którym znajdowły się dwie paczki chrupek, szybernaście ulotek i talon na paszę. Czasu starczyło na rozpakowanie rowerów, przebranie i oddanie płynu wytworzonego w nerkach.
Na starcie spotkałem Królika i Bartka. Królik jak sama nazwa wskazuje jest koniem i chce jechać dystans Giga, no to powo chłopaku z budyniu :) Punktualnie o 11:14 wystartowaliśmy. Grupa rozciągała się długo, pierwsze 20km jechaliśmy dość gęsto. Pierwsze 11km to praktycznie sam podjazd. Pierwszy zjazd i pojawia się rogal na twarzy, jak dla mnie mogłoby być już cały czas w dół :) Trasa jest ciekawa, czasem jedziemy szeroką szutrówką, czasem wpadamy w singla, zjazdy są technicznie bardzo łatwe (nikt nie sprowadza) ale i tak udaje się przeskoczyć sporo oczek do przodu (co na podjeździe wraca do stanu uprzedniego). Po rozjedzie na mini grupa praktycznie się nie przetasowuje, każdy jedzie na swojej pozycji. Tuż za rozjazdem wita nan spora ścianka do podjechania, a raczej podprowadzenia. Jest na tyle wąsko, że cieżko się minąć. Na trzydziestym kilometrze łapie mnie taki głód, że ciężko się skupić na jeździe. Nic dziwnego, śniadanie jadłem o 7 rano a jest 14. Do bufetu jeszcze 7km... Żele zjadłem a w zasadzie wypiłem bo okazały się być syropami. Wody mi nie brakuje ale głodu wodą nie oszukam. Dołączam do jakiejś wesołej drużyny i jedziemy chwilę razem. Gadając zapominam trochę o głodzie. Bufet coraz bliżej. Kawałek zjazdu i jest, widzę namiot i pierdyliard kubków na glebie. Wciągam banany, wafle, suszone morele, wafle banany pomarańcze wszystko wciągam jak odkurzacz. Napełniam bukłak coby płynu nie zabrakło do mety i po 10 minutach jestem znowu na szlaku. Jadę powoli, byle podjazd z młynka bo inaczej jakoś ciężko - wiem jestem parówa. Do mety zostało niecałe 20km, na szczęście spora część w dół więc ta część trasy mija relatywnie szybko.
Podsumowując, wyścig bardzo fajny, jak na moją kondycję trochę za długi znaczy się jest nad czym pracować. Organizacja imprezy bez zarzutu, wyniki online, sms z wynikiem dostałem zaraz po przekroczeniu mety, trasa bardzo dobrze oznaczona. Pogoda dopisała, burza przeszła 10km z boku i dzięki Bogu bo jadąc w deszczu bym się zarżnął całkowicie. Generalnie było bardzo pozytywnie :)
Galeria
Relacja w TVP:
Profil trasy© bikemaraton.com.pl
Mapka© bikemaraton.com.pl
Start jest o 11. O 8:30 wystartowaliśmy z Wrocławia w składzie ja, Agatka i Mateusz. Chwilę przed 10 byliśmy na miejscu. Odebraliśmy numery z chipami i kit startowy w którym znajdowły się dwie paczki chrupek, szybernaście ulotek i talon na paszę. Czasu starczyło na rozpakowanie rowerów, przebranie i oddanie płynu wytworzonego w nerkach.
Unpacking© amela
Na starcie spotkałem Królika i Bartka. Królik jak sama nazwa wskazuje jest koniem i chce jechać dystans Giga, no to powo chłopaku z budyniu :) Punktualnie o 11:14 wystartowaliśmy. Grupa rozciągała się długo, pierwsze 20km jechaliśmy dość gęsto. Pierwsze 11km to praktycznie sam podjazd. Pierwszy zjazd i pojawia się rogal na twarzy, jak dla mnie mogłoby być już cały czas w dół :) Trasa jest ciekawa, czasem jedziemy szeroką szutrówką, czasem wpadamy w singla, zjazdy są technicznie bardzo łatwe (nikt nie sprowadza) ale i tak udaje się przeskoczyć sporo oczek do przodu (co na podjeździe wraca do stanu uprzedniego). Po rozjedzie na mini grupa praktycznie się nie przetasowuje, każdy jedzie na swojej pozycji. Tuż za rozjazdem wita nan spora ścianka do podjechania, a raczej podprowadzenia. Jest na tyle wąsko, że cieżko się minąć. Na trzydziestym kilometrze łapie mnie taki głód, że ciężko się skupić na jeździe. Nic dziwnego, śniadanie jadłem o 7 rano a jest 14. Do bufetu jeszcze 7km... Żele zjadłem a w zasadzie wypiłem bo okazały się być syropami. Wody mi nie brakuje ale głodu wodą nie oszukam. Dołączam do jakiejś wesołej drużyny i jedziemy chwilę razem. Gadając zapominam trochę o głodzie. Bufet coraz bliżej. Kawałek zjazdu i jest, widzę namiot i pierdyliard kubków na glebie. Wciągam banany, wafle, suszone morele, wafle banany pomarańcze wszystko wciągam jak odkurzacz. Napełniam bukłak coby płynu nie zabrakło do mety i po 10 minutach jestem znowu na szlaku. Jadę powoli, byle podjazd z młynka bo inaczej jakoś ciężko - wiem jestem parówa. Do mety zostało niecałe 20km, na szczęście spora część w dół więc ta część trasy mija relatywnie szybko.
Jedzonko© amela
Brudas© amela
Spakowany© amela
Podsumowując, wyścig bardzo fajny, jak na moją kondycję trochę za długi znaczy się jest nad czym pracować. Organizacja imprezy bez zarzutu, wyniki online, sms z wynikiem dostałem zaraz po przekroczeniu mety, trasa bardzo dobrze oznaczona. Pogoda dopisała, burza przeszła 10km z boku i dzięki Bogu bo jadąc w deszczu bym się zarżnął całkowicie. Generalnie było bardzo pozytywnie :)
Galeria
Relacja w TVP:
Dane wycieczki:
Km: | 56.00 | Km teren: | 56.00 | Czas: | 05:18 | km/h: | 10.57 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | 192(100%) | HRavg | 152( 79%) | |
Kalorie: | 3089kcal | Podjazdy: | 1700m | Rower: |
Ojcowski Park Narodowy i okolice
Piątek, 31 maja 2013 | dodano:05.06.2013
W większości po asfaltach, jedno podejście w terenie (gliniaste błoto) wystarczyło żeby rower zasyfił się jak nigdy dotąd. Do tej pory napęd wydaje dziwne odgłosy...
Dane wycieczki:
Km: | 40.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 13.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
Rychleby
Sobota, 18 maja 2013 | dodano:04.06.2013
Ujmę ten wyjazd w dwóch słowach: Super Flow.
Dane wycieczki:
Km: | 43.00 | Km teren: | 43.00 | Czas: | 06:04 | km/h: | 7.09 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1792m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
Ślęża na dżdżysto
Czwartek, 9 maja 2013 | dodano:09.05.2013
Treningowy wypad na Ślężę. Niestety złapała nas burza i udało się podjechać tylko 3 razy.
Każdy ma jakiegoś Pitcha© rst
Dane wycieczki:
Km: | 16.00 | Km teren: | 16.00 | Czas: | 02:18 | km/h: | 6.96 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | 182( 94%) | HRavg | 160( 83%) | |
Kalorie: | 1347kcal | Podjazdy: | 1050m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
Monte Altissimo
Piątek, 3 maja 2013 | dodano:05.05.2013
Dane wycieczki:
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:36 | km/h: | 5.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
Monte Stivo
Czwartek, 2 maja 2013 | dodano:05.05.2013
Kolejny dzień i kolejna wycieczka. Dojechali do nas kolejni pedałowie więc jedziemy większą epiką. Tym razem planujemy wjechać na Monte Stivo, 1800m n.p.m. Początek jak zwykle asfaltową serpentyną, poźniej wjeżdżamy na anaconda trail i jest ciekawiej choć to tylko podjazd. Po drodze mija nas sporo austrowęgrów i oprawców germańskiego ducha w ciuszkach za milion euro i na najświeższym sprzęcie. Po krótkim postoju ruszamy dalej, podjazd wyjątkowo nam się dłuży mimo, że nie jest ciężki. W Santa Barbara zatrzymujemy się na kawę i ciastko i spotykamy znajomych którzy podjechali od innej strony. Jesteśmy na 1150m n.p.m. więc jeszcze kawałek podjazdu przed nami. Od około 1600m n.p.m pojawia się śnieg, robi się wyraźnie chłodniej. Mgła zasłania panoramę ale za to jest klimatycznie. Na górze czekamy na całą brygadę, wciągamy kanapki zakłądamy ochraniacze. Szlak jeszcze trochę trawersuje i jest kilka miejsc gdzie musimy wnieść rowery. Dalej zaczyna się całkiem fajny singiel, szkoda tylko że śnieg uniemożliwia normalną jazdę. Co chwila schodzimy z rowerów żeby przdrzeć się przez łatę śniegu. Niżej jest trochę lepiej, ten kawałek singla byłby naprawdę fajny gdyby nie ten białe ustrojstwo. Kawałek jedziemy po szerokiej szutrówce, można się fajnie rozpędzić a rower pływa w luźnych kamieniach. Poźniej trasa robi się bardziej kamienista, można puścić heble, kamienie same wytracają prędkość. Zjazd zajmuje nam niespełna 2h, zjeżdżamy do Arco i dalej asfaltem do Rivy. Jak zwykle banany nie schodzą z twarzy :)
Dane wycieczki:
Km: | 43.00 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 06:41 | km/h: | 6.43 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
Sentiero del Paloni
Środa, 1 maja 2013 | dodano:01.05.2013
Trip z założenia miał być lajtowy. Szukaliśmy trasy z przewyżeniami poniżej 1000m. Nie udało nam się znaleźć żadnego gotowca więc trasa była improwizowana. Przejechaliśmy całe wybrzeże w kierunku Torbole. Dalej droga prowadziła asfaltem.
Jedziemy kawałek asfaltem jednak decydujemy się zawrócić ponieważ wg mapy nie ma w pobliżu żadnego zjazdu na ścieżkę. Chwila szukania drogi i wracamy do Torbole gdzie zaczyna się szlak.
Na rozwidleniu wybieramy zły szlak i za kilkaset metrów pojawiają się schody.
Jesteśmy na ok 300m. n. p. m. Zjeżdżamy szeroką szutrówką, według mapy zaraz powinniśmy odbić na lewo jednak przeoczyliśmy zjazd i dojeżdżamy do miejsca gdzie droga jest zablokowana z powodu budowy. Decydujemy się wrócić i poszukać zjazdu który minęliśmy. Nie było trudno przeoczyć ten szlak gdyż był częściowo zarośniety. Zapowiada się 10 minut ostrego wpychania, ścieżka jest prostopadła do poziomic, 60m przewyższenia na odcinku ok 120m. Aga wysiadła, poprzednie wycieczki dały o sobie znać, więć muszę wrócić także po jej rower. Gdyby nie kolczaste krzaki wpych byłby całkiem znośny. Ok, teraz ma być trochę płaskiego i w dół... Coś chyba źle popaczałem na mapę bo przed nami kolejne 90m wpychu, tym razem nie idze tak gładko bo oprócz stromizny przeszkadzają jeszcze kamienie i ostre zakręty. Zasapany i mokry jak szczur w końcu docieram do miejsca skąd zaczyna się zjazd, niestety jeszcze rower Agatki czeka na mnie na dole... To 150m wpychania zmęczyło mnie bardziej niż całodzienna wycieczka. Na pocieszenie teraz już tylko w dół.
Wybrzeże© rst
Wybrzeże© rst
Wybrzeże© rst
Jedziemy kawałek asfaltem jednak decydujemy się zawrócić ponieważ wg mapy nie ma w pobliżu żadnego zjazdu na ścieżkę. Chwila szukania drogi i wracamy do Torbole gdzie zaczyna się szlak.
Żona na szlaku© rst
Mąż żony© rst
Na rozwidleniu wybieramy zły szlak i za kilkaset metrów pojawiają się schody.
Schodki© rst
Stairs© rst
Die Treppe© rst
Widoczki z kładki© rst
Jesteśmy na ok 300m. n. p. m. Zjeżdżamy szeroką szutrówką, według mapy zaraz powinniśmy odbić na lewo jednak przeoczyliśmy zjazd i dojeżdżamy do miejsca gdzie droga jest zablokowana z powodu budowy. Decydujemy się wrócić i poszukać zjazdu który minęliśmy. Nie było trudno przeoczyć ten szlak gdyż był częściowo zarośniety. Zapowiada się 10 minut ostrego wpychania, ścieżka jest prostopadła do poziomic, 60m przewyższenia na odcinku ok 120m. Aga wysiadła, poprzednie wycieczki dały o sobie znać, więć muszę wrócić także po jej rower. Gdyby nie kolczaste krzaki wpych byłby całkiem znośny. Ok, teraz ma być trochę płaskiego i w dół... Coś chyba źle popaczałem na mapę bo przed nami kolejne 90m wpychu, tym razem nie idze tak gładko bo oprócz stromizny przeszkadzają jeszcze kamienie i ostre zakręty. Zasapany i mokry jak szczur w końcu docieram do miejsca skąd zaczyna się zjazd, niestety jeszcze rower Agatki czeka na mnie na dole... To 150m wpychania zmęczyło mnie bardziej niż całodzienna wycieczka. Na pocieszenie teraz już tylko w dół.
Uroczy singielek© rst
Dane wycieczki:
Km: | 30.00 | Km teren: | 12.00 | Czas: | 05:04 | km/h: | 5.92 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
Lago di Tenno - Monte Misone
Wtorek, 30 kwietnia 2013 | dodano:07.05.2013
Drugiego dnia padało więc pojechaliśmy do Verony obejrzeć balkon na którym stała Julia i kilka innych ciekawych miejsc. Zregenerowani zaczęliśmy obmyślać plan kolejnej wyrypy. Padło na Monte Misone - 1700m. n. p. m. Tym razem uzbrojeni w trackery, mapy cyfrowe i ślady gpx czuliśmy się bardziej pewnie.
Jest dżdżysto ale liczymy na poprawę pogody. Nasz cel znajduje się na północ od Rivy, znaczna część podjazdu to asfaltowa droga.
Po niespełna dwóch godzinach dojeżdżamy do Lago di Tenno. Tutaj czekamy na reszte ludzików, w międzyczasie wciągając jakąś kanapkę.
W tym miejscu nasza drużyna się rozłącza. Prawdziwi mężczyźni jadą dalej ze swoimi kobietami a pedały ruszają zdobyć kolejny szczyt. Tak więc z Królikiem i Adamem jedziemy dalej sami.
Przed nami 8km płaskiego asfaltu a następnie prawie 1000m w górę na odcinku 8km. Podjazd jest znośny choć czasami muszę zejść z roweru żeby plecy odpoczęły. W tym czasie mogę cyknąć jakąś fotkę, na przykład taką:
Albo taką:
Podjazd zajął nam 1h i 40 min, na górze wciągamy żele, batony, kanapki i krokusy, popijamy wszystko dużą ilością wody i ruszamy, teraz już tylko w dół ! No prawie :) Szlak chwilami trawersuje, jeszcze kilka razy trzeba coś podejść lub podjechać ale zabawa już tuż tuż. Zjazd jest trudny, duża ilość luźnych kamieni różnych rozmiarów, uskoki, agrafki itd.
Zaliczyłem jedno OTB, na szczęście kask był na miejscu, później jeszcze jeden awaryjny lot również bez skutków ubocznych.
W dolnych partiach jest trochę łatwiej przez co można jechać szybciej i trochę sobie poużywać. Po raz kolejny wracamy do hotelu z bananami na twarzy :)
Uzypełnianie płynów© rst
Jest dżdżysto ale liczymy na poprawę pogody. Nasz cel znajduje się na północ od Rivy, znaczna część podjazdu to asfaltowa droga.
Asfalt, asfalt, asfalt...© rst
Widoczek© rst
Asfalt© rst
Ciasne włoskie uliczki© rst
Widoczek© rst
I dla urozmaicenia kawałek asfaltem© rst
Po niespełna dwóch godzinach dojeżdżamy do Lago di Tenno. Tutaj czekamy na reszte ludzików, w międzyczasie wciągając jakąś kanapkę.
Co ja pacze ?© rst
Co Ty żeś znowu wykombinował ?© rst
W tym miejscu nasza drużyna się rozłącza. Prawdziwi mężczyźni jadą dalej ze swoimi kobietami a pedały ruszają zdobyć kolejny szczyt. Tak więc z Królikiem i Adamem jedziemy dalej sami.
Lago di Tenno© rst
Przed nami 8km płaskiego asfaltu a następnie prawie 1000m w górę na odcinku 8km. Podjazd jest znośny choć czasami muszę zejść z roweru żeby plecy odpoczęły. W tym czasie mogę cyknąć jakąś fotkę, na przykład taką:
Trochę nie ostre ale who cares ?© rst
Albo taką:
Gdzie strumyk płynie z wolna...© rst
Najebiaj Adam, jesteś milion sto osiemdziesiąty© rst
Drogowznak© rst
Podjazd zajął nam 1h i 40 min, na górze wciągamy żele, batony, kanapki i krokusy, popijamy wszystko dużą ilością wody i ruszamy, teraz już tylko w dół ! No prawie :) Szlak chwilami trawersuje, jeszcze kilka razy trzeba coś podejść lub podjechać ale zabawa już tuż tuż. Zjazd jest trudny, duża ilość luźnych kamieni różnych rozmiarów, uskoki, agrafki itd.
Adam jedzie jak sie patrzy, Królik patrzy jak się jedzie© rst
Królik zjazdowy© rst
Zaliczyłem jedno OTB, na szczęście kask był na miejscu, później jeszcze jeden awaryjny lot również bez skutków ubocznych.
W dolnych partiach jest trochę łatwiej przez co można jechać szybciej i trochę sobie poużywać. Po raz kolejny wracamy do hotelu z bananami na twarzy :)
Dane wycieczki:
Km: | 52.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 06:52 | km/h: | 7.57 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 2152m | Rower: | Specialized Pitch Comp |
Lago di Ledro - Monte Carone
Niedziela, 28 kwietnia 2013 | dodano:06.05.2013
Na majówkę wybraliśmy się nad jezioro Garda we Włoszech. Zatrzymaliśmy się w miejscowości Riva del Garda, która leży na północnym brzegu jeziora. Z balkonu naszego apartamentu mamy ładny widok na góry, które nas otaczają. Taki widok przy porannej kawie pozytywnie nastraja na całodzienne wycieczki.
Na pierwszy dzień wybraliśmy trasę w strone jeziora Lago di Ledro, wycieczka z założenia ma być lekka, coby się trochę rozjeździć. Wyjeżdzamy grupą sześciu osób, reszta ma dołączyć później.
Pierwsza część trasy to łagodny podjazd z pięknymi widokami przez co jedziemy dosyć powoli rozgladając się na wszystkie strony.
Pierwsze 15km zajmuje nam ponad 2h, podjeżdżamy na ok 700m. Nad jeziorem Ledro zatrzymujemy się na lody. Tutaj dołącza do nas druga część ekipy. Po krótkiej przerwie pada propozycja przedłużenia wycieczki. Nie chcemy zjeżdżać ta samą drogą co wjechaliśmy, zresztą nie byłby to zbyt ciekawy zjazd (asfalt, szuter i beton) więc z Królikiem i Adamem decydujemy się wjechać na ok 1300m. Pierwsze 500m wysokości idzie dość szybko, chociaż nachylenie jest takie, że bez trudu można lizać mostek (prędkościomierz Adama pokazuje 0km/h...). Niestety nie udało mi się całego podjazdu zrobić w siodle. Dojeżdżamy do miejsca gdzie tracimy orientacje.
Prawie 2h zajmuje nam ustalenie gdzie jesteśmy i pomimo, że pojechaliśmy dobrze i wszystkie mapy wskazują że ścieżka powinna iść dalej kręcimy sie w kółko nie wiedząc gdzie jechać. W koncu za jednym z domów znajdujemy drogę, nie wiem jak to się stało, że nie widzieliśmy tego wcześniej. Kolejne 100m przewyższenia zajmuje nam pół godziny, ponieważ cały czas upewniamu się czy dobrze jedziemy. Wyjmowanie i rozkładanie papierowej mapy jest strasznie upierdliwe i czasochłonne. Zaczyna się robić szaro, nie mamy czołówek ani innych świecących ustrojstw. Do zjechania zostało 1300m w dół. Kierujemy się na miejscowość Pragasina. Zjazd jest kamienisty, techniczny. Luźne kamienie utrudniają wytracanie prędkości. W jednym miejscu musimy sprowadzić - półka skalna wysokości około metra, chwilę rozkminiamy jak to przejechać jednak w tej chwili uznajemy wyższość natury i odpuszczamy. Taka mała lekcja pokory. Od Pragasiny jedziemy asfaltową serpentyną, tutaj można rozwinąć prędkość, jednak jest na tyle ciemno że trzeba uważać. Adam prawie ląduje na masce samochodu, który niespodziewanie pojawił się za ostrym zakrętem. Wycieczka dobiega końca, towarzyszy nam smród przypieczonych klocków hamulcowych.
Poranny widoczek z balkonu© rst
Na pierwszy dzień wybraliśmy trasę w strone jeziora Lago di Ledro, wycieczka z założenia ma być lekka, coby się trochę rozjeździć. Wyjeżdzamy grupą sześciu osób, reszta ma dołączyć później.
Pierwsza część trasy to łagodny podjazd z pięknymi widokami przez co jedziemy dosyć powoli rozgladając się na wszystkie strony.
Widok na centrum Rivy© rst
Jesteśmy coraz wyżej© rst
Widok w drugą stronę© rst
Tunele© rst
Aga na podjeździe© rst
Aga vs podjazd 1:0© rst
Krótki odpoczynek© rst
Pierwsze 15km zajmuje nam ponad 2h, podjeżdżamy na ok 700m. Nad jeziorem Ledro zatrzymujemy się na lody. Tutaj dołącza do nas druga część ekipy. Po krótkiej przerwie pada propozycja przedłużenia wycieczki. Nie chcemy zjeżdżać ta samą drogą co wjechaliśmy, zresztą nie byłby to zbyt ciekawy zjazd (asfalt, szuter i beton) więc z Królikiem i Adamem decydujemy się wjechać na ok 1300m. Pierwsze 500m wysokości idzie dość szybko, chociaż nachylenie jest takie, że bez trudu można lizać mostek (prędkościomierz Adama pokazuje 0km/h...). Niestety nie udało mi się całego podjazdu zrobić w siodle. Dojeżdżamy do miejsca gdzie tracimy orientacje.
Tutaj troche posiedzimy...© rst
Szukamy drogi© rst
Prawie 2h zajmuje nam ustalenie gdzie jesteśmy i pomimo, że pojechaliśmy dobrze i wszystkie mapy wskazują że ścieżka powinna iść dalej kręcimy sie w kółko nie wiedząc gdzie jechać. W koncu za jednym z domów znajdujemy drogę, nie wiem jak to się stało, że nie widzieliśmy tego wcześniej. Kolejne 100m przewyższenia zajmuje nam pół godziny, ponieważ cały czas upewniamu się czy dobrze jedziemy. Wyjmowanie i rozkładanie papierowej mapy jest strasznie upierdliwe i czasochłonne. Zaczyna się robić szaro, nie mamy czołówek ani innych świecących ustrojstw. Do zjechania zostało 1300m w dół. Kierujemy się na miejscowość Pragasina. Zjazd jest kamienisty, techniczny. Luźne kamienie utrudniają wytracanie prędkości. W jednym miejscu musimy sprowadzić - półka skalna wysokości około metra, chwilę rozkminiamy jak to przejechać jednak w tej chwili uznajemy wyższość natury i odpuszczamy. Taka mała lekcja pokory. Od Pragasiny jedziemy asfaltową serpentyną, tutaj można rozwinąć prędkość, jednak jest na tyle ciemno że trzeba uważać. Adam prawie ląduje na masce samochodu, który niespodziewanie pojawił się za ostrym zakrętem. Wycieczka dobiega końca, towarzyszy nam smród przypieczonych klocków hamulcowych.
Dane wycieczki:
Km: | 41.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 07:21 | km/h: | 5.58 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1592m | Rower: | Specialized Pitch Comp |